W ludzkim życiu nie ma drugiego takiego okresu jak adolescencja. To czas, w którym wszystko jest w ruchu – ciało, emocje, relacje i, przede wszystkim, mózg. Choć przez lata sądzono, że rozwój mózgu kończy się w dzieciństwie, dziś wiemy, że to właśnie okres dorastania jest jego najintensywniejszą fazą przebudowy. To w tych latach kształtują się połączenia neuronalne, które decydują o tym, jak myślimy, czujemy, uczymy się i reagujemy na świat.
Neuroplastyczność – czyli zdolność mózgu do zmiany, uczenia się i adaptacji – to zjawisko, które stanowi fundament naszego rozwoju. U dzieci i nastolatków działa z niezwykłą siłą. W ich mózgach codziennie powstają tysiące nowych połączeń między neuronami. Niektóre z nich zostają, inne są usuwane w procesie tzw. przycinania synaptycznego – mózg usuwa te ścieżki, które są nieużywane, a wzmacnia te, które są regularnie aktywowane.
To oznacza, że każda powtarzana czynność – rozmowa, nauka języka, gra na instrumencie, kontakt z drugim człowiekiem – dosłownie kształtuje strukturę mózgu. Wzorce zachowań i emocji utrwalają się biologicznie. Jak mówi prof. Norman Doidge, autor książki The Brain That Changes Itself, „mózg jest jak glina – rzeźbiony przez doświadczenia”.
Neurobiolodzy podkreślają, że młody mózg nie tylko szybciej się uczy, ale też silniej reaguje na bodźce – zarówno pozytywne, jak i negatywne. To dlatego w okresie dojrzewania tak duże znaczenie mają emocjonalne doświadczenia, relacje, sukcesy, ale i porażki. Każda z nich zostawia ślad – nie metaforyczny, lecz dosłowny, w strukturze neuronalnej. Dlatego też okres adolescencji to czas ogromnego potencjału, ale i wrażliwości.
Badania prowadzone przez Sarah-Jayne Blakemore z University College London pokazują, że kora przedczołowa – odpowiedzialna za samokontrolę i planowanie – rozwija się aż do 25. roku życia. Z kolei struktury odpowiedzialne za emocje, takie jak ciało migdałowate, dojrzewają wcześniej. To dlatego młodzi ludzie reagują intensywnie, często impulsywnie, ale też autentycznie. Ich świat emocjonalny jest głęboki i nieprzefiltrowany przez chłodną logikę.
To, w jakim środowisku dorasta nastolatek, ma więc kluczowe znaczenie dla jego rozwoju neurobiologicznego. Bezpieczna więź, wsparcie emocjonalne, przestrzeń do eksploracji i błędów – wszystko to sprzyja prawidłowemu kształtowaniu połączeń neuronalnych. Z kolei chroniczny stres, presja, brak zrozumienia czy przemoc emocjonalna mogą prowadzić do utrwalenia wzorców reakcji lękowych, napięcia i wycofania.
Warto pamiętać, że neuroplastyczność działa w obie strony. Mózg, który uczy się adaptować do stresu i niepewności, może z czasem „nauczyć się” funkcjonować w stanie ciągłego napięcia. Dlatego tak ważne jest, by młodzi ludzie mieli dostęp do wsparcia psychicznego, edukacji emocjonalnej i zdrowych wzorców relacji.
Neuroplastyczność to również dobra wiadomość – bo oznacza, że nic nie jest ostateczne. Nawet trudne doświadczenia nie muszą być wyrokiem. Terapia, relacje, nowe doświadczenia, nauka samoregulacji emocji – wszystko to potrafi dosłownie przebudować ścieżki neuronalne. To nie metafora, lecz potwierdzony naukowo fakt.
Jak pokazują badania na Uniwersytecie Stanforda, nawet kilkutygodniowy trening uważności może prowadzić do zmian w aktywności mózgu w obszarach odpowiedzialnych za regulację emocji. Podobne efekty dają aktywność fizyczna, sztuka, taniec czy gra na instrumencie. Mózg młodego człowieka jest niezwykle wrażliwy na bodźce – ale to właśnie w tej wrażliwości tkwi jego siła.
W Fundacji Mind Revolution patrzymy na neuroplastyczność jak na metaforę rozwoju – bo pokazuje, że człowiek ma zdolność do zmiany przez całe życie, a młodość to czas, w którym ta zdolność jest największa. Każdy kontakt, każda rozmowa, każda emocja to cegiełka w budowie wewnętrznej sieci połączeń, które będą służyć przez lata.
W świecie, który często oczekuje od młodych „dorosłości przed czasem”, warto pamiętać, że ich mózgi wciąż się tworzą. Nie potrzebują presji – potrzebują przestrzeni. Bo neuroplastyczność to nie tylko zdolność mózgu do nauki. To zdolność człowieka do stawania się sobą.
A.Krzywdzińska
Jeszcze nigdy młodość nie była tak trudna jak dziś.
Żyjemy w epoce, w której dostęp do wiedzy, informacji i możliwości jest nieograniczony, a jednocześnie coraz więcej młodych ludzi czuje się zagubionych, przeciążonych i samotnych.
Dane Światowej Organizacji Zdrowia są alarmujące — co piąty nastolatek na świecie doświadcza objawów zaburzeń psychicznych, a w Polsce już co trzeci zgłasza obniżony nastrój, lęk lub chroniczne zmęczenie emocjonalne.
Za tymi liczbami kryją się realne historie: uczniowie, którzy zasypiają nad książkami z poczuciem, że nie nadążają; dziewczyny, które porównują swoje ciała do filtrów z Instagrama; chłopcy, którzy nie potrafią mówić o emocjach, więc reagują agresją lub milczeniem.
To nie są odosobnione przypadki. To portret pokolenia, które dorasta w świecie nadmiaru – bodźców, wymagań, oczekiwań i ocen.
Młodzież współczesna funkcjonuje w rzeczywistości, która nie daje chwili wytchnienia.
Codzienność wypełniona jest ekranami, powiadomieniami, testami, zadaniami, lajkami, rankingami.
Każda minuta zdaje się być oceniana — przez nauczycieli, rodziców, rówieśników, a coraz częściej także przez samych siebie.
W efekcie rośnie pokolenie ludzi, którzy od najmłodszych lat uczą się, że muszą być „jacyś” — lepsi, szybsi, bardziej produktywni.
Neurobiologia potwierdza, że ludzki mózg nie jest przystosowany do takiej intensywności.
Układ limbiczny – odpowiedzialny za emocje i reakcje stresowe – pozostaje w stanie niemal permanentnego pobudzenia.
Kora przedczołowa, czyli część mózgu odpowiedzialna za planowanie, refleksję i kontrolę impulsów, nie ma czasu na regenerację.
To dlatego tak wielu młodych ludzi doświadcza dziś problemów z koncentracją, snem, motywacją czy pamięcią.
Ich system nerwowy po prostu nie nadąża za tempem życia.
W jednym z badań Uniwersytetu Stanforda wykazano, że przeciętny nastolatek spędza przed ekranem ponad siedem godzin dziennie — nie licząc czasu nauki online.
To oznacza nieustanny dopływ bodźców, powiadomień i porównań, które aktywują w mózgu układ nagrody.
Każde „serduszko” pod zdjęciem, każdy komentarz działa jak mała dawka dopaminy.
Z czasem organizm zaczyna jej potrzebować coraz częściej — tak jak w mechanizmie uzależnienia.
To nie kwestia braku silnej woli. To mechanizm biologiczny, który w świecie nadmiaru bodźców staje się codziennym wyzwaniem.
Współczesne dzieciństwo i dorastanie coraz mniej przypominają czas beztroski, a coraz bardziej – etap przygotowań do wyścigu.
System edukacji, media społecznościowe, oczekiwania rodziców – wszystko to tworzy atmosferę, w której „bycie wystarczającym” już nie wystarcza.
Wielu młodych ludzi czuje, że jeśli nie osiągną sukcesu, nie zdobędą prestiżowych ocen, nie będą wyjątkowi – to zawiodą.
Perfekcjonizm, który kiedyś był postrzegany jako zaleta, dziś staje się jednym z największych źródeł cierpienia psychicznego.
Badania psychologa Paula Hewitta wskazują, że perfekcjoniści są znacznie bardziej narażeni na depresję, zaburzenia lękowe i wypalenie emocjonalne.
Dlaczego? Bo dla nich błąd nie jest lekcją – jest dowodem braku wartości.
Każda niedoskonałość staje się osobistą porażką, a to prowadzi do poczucia wstydu, winy i bezradności.
W gabinetach psychoterapeutycznych coraz częściej słyszymy od młodych ludzi zdania:
„Nie mogę zawieść”, „Muszę być najlepszy”, „Jak się nie uda, to znaczy, że się nie nadaję”.
Za tymi słowami stoi ogromne napięcie i brak zgody na własną niedoskonałość.
A przecież dorastanie z natury jest procesem błędów, prób i uczenia się siebie.
Jednym z najczęstszych problemów, z jakimi spotykamy się w pracy z młodzieżą, jest trudność w nazywaniu emocji.
Wielu młodych ludzi potrafi opisać, co się wydarzyło, ale nie potrafi powiedzieć, co czują.
Nie dlatego, że nie chcą – tylko dlatego, że nikt ich tego nie nauczył.
Przez lata emocje były w naszej kulturze spychane na margines.
Chłopcy słyszeli: „nie płacz”, dziewczynki: „nie przesadzaj”.
Rodzice – często nieświadomie – uczyli, że emocje są czymś, co trzeba opanować, a nie czymś, co można zrozumieć.
Tymczasem badania prof. Daniela Siegela z Uniwersytetu Kalifornijskiego pokazują, że zdolność do rozpoznawania i nazywania emocji (tzw. „name it to tame it”) jest jednym z kluczowych czynników budujących odporność psychiczną.
Kiedy młody człowiek potrafi powiedzieć „czuję złość, bo czuję się pominięty”, jego układ nerwowy dosłownie się uspokaja.
Świadomość emocji pozwala odzyskać poczucie kontroli i wpływu.
Dlatego w Fundacji Mind Revolution uczymy młodzież, jak rozmawiać o emocjach – otwarcie, bez wstydu, bez ocen.
Bo emocje nie są problemem. Problemem jest brak języka, którym można o nich mówić.
Badania nad odpornością psychiczną od lat potwierdzają, że najważniejszym czynnikiem chroniącym młodego człowieka przed kryzysem psychicznym jest relacja z drugą osobą.
Nie program terapeutyczny, nie aplikacja, nie idealna szkoła – lecz więź.
Poczucie, że ktoś naprawdę słucha, że można powiedzieć „boję się” i nie zostać ocenionym.
W czasach izolacji cyfrowej i komunikacji emoji młodzież coraz częściej doświadcza paradoksu samotności w tłumie.
Mają setki znajomych online, ale brakuje im jednego człowieka, z którym mogą być autentyczni.
To właśnie dlatego tak ważne są spotkania, grupy wsparcia, warsztaty, rozmowy.
Relacja z dorosłym, który jest uważny, może być doświadczeniem przełomowym — czasem pierwszym momentem, gdy ktoś naprawdę ich widzi.
W pracy Fundacji Mind Revolution właśnie od tego zaczynamy.
Od obecności. Od rozmowy. Od czułości, która nie ocenia, tylko towarzyszy.
Czułość wobec siebie – nowy język zdrowia psychicznego. Zdrowie psychiczne nie polega na tym, by nigdy nie czuć lęku czy smutku.
Polega na zdolności do rozumienia siebie, akceptacji emocji i szukania wsparcia wtedy, gdy jest potrzebne.
W świecie, który uczy rywalizacji, warto na nowo odkryć znaczenie czułości wobec siebie.
Czułość to nie słabość. To dojrzała forma siły — zdolność do współczucia sobie w trudnych chwilach, do powiedzenia „mam prawo się zmęczyć”, „mogę odpocząć”, „nie muszę być idealny”.
To przeciwieństwo samokrytyki, która niszczy poczucie wartości.
W pracy z młodzieżą często widzimy, jak wiele zmienia się, gdy pojawia się zrozumienie.
Kiedy młody człowiek po raz pierwszy słyszy, że jego emocje są naturalne i że nie jest z nimi sam, zaczyna odzyskiwać nadzieję.
To moment, w którym zaczyna się prawdziwa zmiana.
Co możemy zrobić? Odpowiedzialność za zdrowie psychiczne młodzieży nie spoczywa wyłącznie na psychologach czy terapeutach.
To zadanie nas wszystkich – rodziców, nauczycieli, decydentów, społeczności.
Nie wystarczy mówić młodym ludziom, żeby się „nie stresowali”.
Trzeba im stworzyć przestrzeń, w której stres nie będzie normą.
Warto zacząć od prostych rzeczy:
rozmawiać bez pośpiechu, pytać bez oceny, słuchać bez udzielania rad.
Tworzyć szkoły, w których liczy się nie tylko wynik, ale też samopoczucie uczniów.
Wprowadzać programy profilaktyczne, warsztaty, grupy wsparcia.
Dbać o równowagę między światem online i offline.
Każdy z tych kroków ma znaczenie, bo młodzież nie potrzebuje więcej presji.
Potrzebuje więcej zrozumienia.
Kryzys zdrowia psychicznego młodzieży to nie problem młodych ludzi — to sygnał ostrzegawczy dla całego społeczeństwa.
Pokazuje, że musimy na nowo zdefiniować, czym jest sukces, bliskość, odpoczynek i empatia.
Nie zmienimy świata jednym ruchem, ale możemy zmieniać sposób, w jaki rozmawiamy, słuchamy i reagujemy.
Młodzi ludzie nie oczekują cudów.
Oczekują dorosłych, którzy będą obecni, prawdziwi i uważni.
Takich, którzy potrafią powiedzieć: „Jesteś ważny. Możesz czuć. Możesz być sobą.”
A. Krzywdzińska