Od najmłodszych lat chłopcy słyszą te same słowa: „nie płacz”, „weź się w garść”, „bądź silny”, „mężczyzna sobie poradzi”.
To, co miało być lekcją odwagi, staje się często lekcją tłumienia.
Z pozoru niewinne zdania układają się w niepisany kodeks – w nakaz milczenia, który z pokolenia na pokolenie uczy mężczyzn, że emocje są zagrożeniem, a wrażliwość – czymś, co trzeba ukryć.
Dorastają w przekonaniu, że gniew jest dopuszczalny, ale smutek już nie. Że można działać, ale nie wolno się zatrzymać. Że można krzyczeć, lecz nie wolno poprosić o pomoc. A kiedy przychodzi dorosłość i pojawia się kryzys, zostają bez narzędzi. Nie potrafią opowiedzieć o tym, co czują – bo nikt ich tego nie nauczył. Ich język został wykastrowany z emocji. Wtedy milczenie staje się jedynym sposobem, by przetrwać.
Statystyki są porażające. Według danych GUS ponad 80 procent samobójstw w Polsce popełniają mężczyźni. To nie anomalia, ale globalny trend – Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że w większości krajów świata liczba samobójstw wśród mężczyzn jest od dwóch do czterech razy wyższa niż wśród kobiet.
Za tymi liczbami nie kryje się słabość – kryje się społeczny wzorzec męskości, który przez dekady uczył chłopców, że cierpienie to coś, z czym trzeba radzić sobie w samotności.
Psychologia mówi jasno: emocji nie da się wyłączyć. Można je zepchnąć na dno świadomości, można je zagłuszyć działaniem, ale one znajdą ujście – jeśli nie w słowach, to w ciele albo w zachowaniach.
Dlatego wielu mężczyzn zamiast powiedzieć: „czuję się źle”, zaczyna doświadczać bezsenności, bólu głowy, kołatania serca, chronicznego napięcia. Ciało mówi wtedy za nich. Badania Uniwersytetu w Cambridge potwierdzają, że mężczyźni znacznie częściej niż kobiety somatyzują emocje – ich organizm reaguje fizycznie tam, gdzie psychika milczy.
Inni sięgają po zachowania, które mają przynieść ulgę – nadmierną pracę, alkohol, sport do granic wyczerpania, ryzykowne decyzje. Psychiatrzy coraz częściej opisują zjawisko „męskiej depresji” – ukrytej, maskowanej, pozbawionej typowych objawów.
Zamiast smutku pojawia się drażliwość.
Zamiast wycofania – przymus działania.
Zamiast łez – gniew.
Zamiast prośby o pomoc – ucieczka.
Otoczenie widzi wtedy „trudny charakter”, „pracoholika”, „facet, który musi mieć kontrolę”. Rzadko widzi człowieka w kryzysie.
Jednym z najbardziej bolesnych skutków tego systemu jest samotność emocjonalna. Nie chodzi o brak partnerki czy przyjaciół – chodzi o brak przestrzeni, w której można być szczerym.
Badania przeprowadzone przez Harvard Adult Development Study – jedno z najdłuższych badań nad ludzkim szczęściem – pokazują, że mężczyźni częściej niż kobiety nie mają ani jednej osoby, z którą mogliby porozmawiać o swoich emocjach. Ich przyjaźnie często oparte są na działaniu: wspólny sport, praca, żarty, konkret. Ale niewiele w nich rozmowy o tym, co boli.
Tymczasem brak emocjonalnej bliskości to nie pustka – to realne ryzyko. Izolacja, jak wskazują badania Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, zwiększa prawdopodobieństwo depresji, uzależnień i samobójstw.
Kultura nie pomaga. W wielu krajach, także w Polsce, wciąż panuje przekonanie, że mężczyzna powinien być silny, samowystarczalny, racjonalny. Tak zwane „tradycyjne normy męskości” – jak samodzielność, dominacja, emocjonalna powściągliwość – są tak silnie zakorzenione, że ich przekroczenie budzi wstyd.
Mężczyzna, który prosi o pomoc, naraża się na ocenę. A wstyd jest emocją o ogromnej mocy niszczącej.
Badania prof. Jamesa Mahalika z Boston College wykazały, że mężczyźni o silnym przywiązaniu do tradycyjnych wzorców męskości znacznie rzadziej korzystają z terapii czy pomocy psychologicznej – nawet w obliczu poważnego kryzysu.
Dlatego mówienie o męskiej psychice to nie modny trend – to kwestia życia i śmierci.
Mężczyźni, którzy nie uczą się nazywać emocji, częściej cierpią na choroby serca, nadciśnienie, zaburzenia lękowe, częściej sięgają po alkohol i częściej umierają przedwcześnie. Ale jest też druga strona tego obrazu: ci, którzy przełamują barierę milczenia, zyskują nie tylko lepsze zdrowie psychiczne, ale też głębsze relacje, bardziej satysfakcjonujące życie i większe poczucie sensu.
Odwaga mówienia o emocjach nie odbiera męskości. Wręcz przeciwnie – jest jej najczystszym wyrazem. Bo siła nie polega na braku łez. Siła polega na tym, że mimo lęku człowiek decyduje się być prawdziwy.
Przełamywanie tabu zaczyna się wcześnie. Od chłopców, którym wolno płakać i mówić: „boję się”. Od szkół, które uczą empatii, nie tylko rywalizacji. Od dorosłych mężczyzn, którzy swoim przykładem pokazują, że emocje nie czynią nas słabszymi, tylko bardziej ludzkimi.
To także zadanie dla instytucji i organizacji, które tworzą bezpieczne przestrzenie rozmowy – takie jak Fundacja Mind Revolution.
Tutaj mężczyźni mogą przyjść bez masek i bez wstydu. Usłyszeć: „nie musisz sobie radzić sam”.
Bo męska psychika nie jest słabsza ani inna – po prostu przez zbyt długi czas nie miała prawa głosu.
Największym tabu nie są emocje. Największym tabu jest milczenie.
I właśnie od przerwania tego milczenia zaczyna się prawdziwa zmiana.
Jeśli czujesz, że ten tekst jest o Tobie lub o kimś, kogo znasz – zrób pierwszy krok.
Tu nie musisz być sam.
📍 Fundacja Mind Revolution
ul. Jana Siemińskiego 25D, Gliwice
📞 781 861 380
📧 recepcja@mindrevolution.pl
A.Krzywdzińska
Jeszcze niedawno ADHD kojarzyło się wyłącznie z dziećmi – głośnymi, ruchliwymi, „trudnymi do opanowania”. Tymczasem współczesna nauka coraz wyraźniej pokazuje, że zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi nie kończy się wraz z okresem szkolnym. U wielu osób dorosłych objawy nie znikają, lecz zmieniają formę – stają się subtelniejsze, bardziej wewnętrzne, ale wciąż realnie wpływają na codzienne życie, emocje i relacje.
Dla wielu dorosłych diagnoza ADHD bywa jak otwarcie drzwi do zrozumienia samego siebie. Nagle okazuje się, że chaotyczne myśli, impulsywność, trudności z organizacją i emocjonalne przeciążenie nie były oznaką lenistwa czy braku samodyscypliny, lecz odmiennym sposobem funkcjonowania mózgu. To moment ulgi – wreszcie można nazwać coś, co przez lata było źródłem frustracji i wstydu.
Naukowcy szacują, że ADHD występuje u około 4–5% dorosłych, choć większość z nich nigdy nie otrzymała diagnozy. W dzieciństwie ich objawy bywały bagatelizowane, a w dorosłości – tłumaczone „słabą organizacją” lub „rozkojarzeniem”. Tymczasem mechanizmy stojące za ADHD są głęboko biologiczne: dotyczą sposobu, w jaki funkcjonują neuroprzekaźniki w mózgu – przede wszystkim dopamina i noradrenalina, odpowiadające za uwagę, motywację i kontrolę impulsów. Mózg osoby z ADHD działa jak radio, które odbiera wszystkie stacje jednocześnie – trudniej mu wyciszyć bodźce i utrzymać skupienie na jednym sygnale.
U dorosłych ADHD nie zawsze widać na pierwszy rzut oka. Często toczy się wewnątrz – w głowie, która nie przestaje myśleć, analizować, przeskakiwać z tematu na temat. Osoby z ADHD opisują ten stan jako „ciągły szum w tle” albo „sto otwartych kart w przeglądarce”. Trudności z koncentracją przeplatają się z okresami hiperfokusu – intensywnego skupienia na jednym zadaniu, które potrafi trwać godzinami, ale pojawia się nie wtedy, gdy trzeba, tylko wtedy, gdy coś naprawdę interesuje. ADHD to nie brak uwagi, lecz jej niestabilność – jakby reflektor, który raz oświetla wszystko naraz, a raz tylko jeden punkt.
To zaburzenie ma wiele twarzy. U jednych dominuje impulsywność i wewnętrzny niepokój, u innych – chroniczne roztargnienie, dezorganizacja, poczucie przeciążenia. Dorośli z ADHD często zmagają się z prokrastynacją, gubieniem rzeczy, zapominaniem o terminach, trudnością w planowaniu dnia. Na poziomie emocjonalnym pojawiają się nagłe wybuchy złości, frustracja, wahania nastroju, płaczliwość. Wiele osób mówi, że „reagują za mocno”, choć w rzeczywistości ich układ nerwowy po prostu intensywniej przetwarza bodźce.
Szczególnym wyzwaniem jest ADHD u kobiet. Przez lata diagnozowano głównie chłopców, ponieważ u dziewczynek objawy rzadziej przyjmowały postać nadpobudliwości. Zamiast tego dominowało rozkojarzenie, emocjonalność i perfekcjonizm. Kobiety z ADHD często stają się mistrzyniami maskowania – nadrabiają braki nadmiernym wysiłkiem, dążeniem do bycia „idealną”, nieustannym kontrolowaniem siebie. Z zewnątrz wydają się zorganizowane, ale wewnątrz czują chaos, napięcie i poczucie, że „nie dorastają do innych”. Badania pokazują, że kobiety z niezdiagnozowanym ADHD są bardziej narażone na depresję, zaburzenia lękowe i wypalenie – bo przez lata próbują funkcjonować w świecie, który wymaga innego rytmu niż ich własny umysł.
W życiu codziennym ADHD wpływa na niemal wszystko. Praca może być źródłem frustracji, bo monotonne zadania nużą, a presja terminów paraliżuje. Relacje bywają burzliwe – impulsywność, zapominanie o ważnych datach, emocjonalne reakcje czy trudność w słuchaniu drugiej osoby mogą być mylnie odczytywane jako brak zaangażowania. Osoby z ADHD często mają ogromne poczucie winy – widzą, że coś „nie działa”, ale nie wiedzą, dlaczego. Ich życie to często nieustanna sinusoida między ambitnymi planami a poczuciem porażki.
Brak diagnozy i wsparcia może prowadzić do poważnych konsekwencji. Z badań wynika, że osoby z nieleczonym ADHD częściej doświadczają depresji, zaburzeń lękowych, problemów z uzależnieniami, a także trudności w utrzymaniu pracy i relacji. ADHD rzadko występuje w izolacji – często współwystępuje z innymi zaburzeniami neurorozwojowymi, takimi jak spektrum autyzmu czy zaburzenia osobowości, dlatego właściwa diagnoza powinna być pogłębiona i oparta na rozmowie z doświadczonym specjalistą, a nie na samych testach internetowych.
Jednym z najczęściej stosowanych i uznanych narzędzi diagnostycznych jest DIVA 2.0 – strukturyzowany wywiad kliniczny, który pozwala ocenić objawy ADHD w dzieciństwie i dorosłości, zgodnie z kryteriami DSM-5. DIVA to nie test z punktami, lecz rozmowa – o historii życia, sposobach radzenia sobie, codziennych trudnościach i zasobach. Dzięki temu diagnoza staje się procesem samopoznania – nie tylko odpowiedzią na pytanie „czy mam ADHD?”, ale także: „co to mówi o mnie i jak mogę lepiej funkcjonować?”.
Diagnoza nie kończy drogi – ona ją zaczyna. Dla wielu osób to moment, w którym po raz pierwszy pojawia się empatia wobec siebie. To, co przez lata było powodem wstydu, staje się zrozumiałe. ADHD nie jest wymówką, ale językiem, który pomaga nazwać różnice i budować strategie wspierające codzienne życie. Terapia, coaching, farmakoterapia czy trening funkcji wykonawczych mogą realnie poprawić jakość życia – zmniejszyć chaos, pomóc w planowaniu, regulacji emocji i budowaniu relacji opartych na zrozumieniu.
Z naukowych ciekawostek warto dodać, że osoby z ADHD często mają zwiększoną kreatywność i zdolność do myślenia nieszablonowego. Ich mózgi szybciej łączą pozornie odległe idee, co sprzyja innowacyjności i twórczemu podejściu do problemów. Właśnie dlatego wiele osób z ADHD świetnie odnajduje się w zawodach wymagających elastyczności, empatii, spontaniczności i pracy pod presją – o ile otrzymają odpowiednie wsparcie i zrozumienie.
ADHD nie definiuje człowieka – ale jego zrozumienie może zmienić sposób, w jaki patrzy on na siebie i świat. W Fundacji Mind Revolution pomagamy dorosłym przejść przez proces diagnozy i zrozumienia swoich trudności. Wykorzystujemy m.in. test DIVA 2.0, który pozwala dokładnie przyjrzeć się objawom i historii życia, ale też dostrzec mocne strony i potencjał. Bo ADHD to nie tylko wyzwanie – to także inny sposób odczuwania, myślenia i tworzenia.
Zrozumienie to ulga. Diagnoza to początek drogi do większej samoświadomości i równowagi. Jeśli czujesz, że to, co czytasz, brzmi znajomo – nie musisz dłużej próbować „ogarniać” wszystkiego w pojedynkę. Pomoc jest blisko.
📍 Fundacja Mind Revolution, ul. Jana Siemińskiego 25D, Gliwice
📞 781 861 380
📧 recepcja@mindrevolution.pl
🌐 www.mindrevolution.pl
A. Krzywdzińska
Depresja jest jednym z najczęściej występujących zaburzeń psychicznych, a jednocześnie jednym z najbardziej niezrozumianych. Wciąż bywa mylona z chwilowym smutkiem, zmęczeniem czy życiowym kryzysem. Tymczasem to poważne schorzenie, które wpływa na każdy aspekt życia człowieka – emocje, ciało, relacje i codzienne funkcjonowanie. Może dotknąć każdego, niezależnie od wieku, płci, wykształcenia czy sytuacji życiowej. Nie jest oznaką słabości ani „braku charakteru”, ale chorobą, którą można, a przede wszystkim trzeba leczyć.
Każdemu zdarzają się trudniejsze dni – chwile zniechęcenia, braku energii, poczucia, że nic nie ma sensu. Jednak depresja to coś znacznie głębszego i bardziej uporczywego. To stan, który trwa tygodniami, miesiącami, a czasem latami, stopniowo pozbawiając człowieka sił, motywacji i zdolności odczuwania przyjemności. Osoby zmagające się z depresją opisują, że świat traci kolory, a codzienne obowiązki – nawet te najprostsze – stają się ogromnym wysiłkiem. Pojawia się chroniczne zmęczenie, kłopoty ze snem, utrata apetytu lub jego nadmiar, trudności w skupieniu uwagi. Często towarzyszy temu niska samoocena, poczucie winy i bezradności. Z czasem znika radość z rzeczy, które wcześniej cieszyły, a relacje z bliskimi zaczynają się oddalać. Człowiek zamyka się w sobie, coraz częściej rezygnuje z kontaktów towarzyskich, przestaje dbać o siebie. Zdarza się, że pojawiają się myśli rezygnacyjne – sygnał alarmowy, którego nigdy nie wolno bagatelizować.
Depresja ma też wymiar fizyczny. Osoby chore często skarżą się na bóle głowy, mięśni, przewlekłe napięcie, uczucie ciężkości w ciele. U kobiet może prowadzić do zaburzeń cyklu, u młodych dorosłych – do spadku odporności, problemów z pamięcią, poczucia odrealnienia. Nie sposób oddzielić ciała od psychiki – to naczynia połączone. Dlatego leczenie depresji wymaga całościowego podejścia, uwzględniającego zarówno psychoterapię, jak i – w razie potrzeby – wsparcie farmakologiczne.
Wiele osób waha się, zanim poprosi o pomoc. Wciąż funkcjonuje przekonanie, że „sami musimy sobie poradzić”, że to tylko „gorszy okres”. Ale depresja nie mija sama. Wymaga profesjonalnego wsparcia, a im wcześniej się je podejmie, tym większe szanse na powrót do zdrowia. Jeśli obniżony nastrój, utrata energii, problemy ze snem i koncentracją utrzymują się dłużej niż dwa tygodnie i zaczynają wpływać na codzienne życie, to moment, by skonsultować się ze specjalistą. Czasami to bliscy pierwsi zauważają zmianę – warto ich posłuchać. Pierwszy krok bywa najtrudniejszy, ale to właśnie on otwiera drogę do zmiany.
Psychoterapia jest jednym z najskuteczniejszych sposobów leczenia depresji. To przestrzeń, w której można bezpiecznie mówić o tym, co boli, co przeraża, co wydaje się bez sensu. W zależności od potrzeb stosuje się różne podejścia – terapia poznawczo-behawioralna pomaga rozpoznawać i zmieniać negatywne wzorce myślenia; terapia psychodynamiczna pozwala dotrzeć do nieświadomych źródeł cierpienia i zrozumieć ich wpływ na obecne emocje; terapia Gestalt wspiera integrację myśli, emocji i ciała, a podejście systemowe koncentruje się na relacjach z innymi i wzorcach rodzinnych. Nie ma jednej drogi wyjścia z depresji – każda historia jest inna, a skuteczne leczenie wymaga indywidualnego podejścia. Najważniejsze jest jednak to, by znaleźć miejsce, w którym można poczuć się wysłuchanym, zrozumianym i potraktowanym z empatią.
Terapia to nie tylko rozmowa. To proces odzyskiwania siebie. Pozwala nauczyć się nowych sposobów reagowania, zrozumieć własne emocje i myśli, a przede wszystkim odzyskać poczucie sprawczości. Depresja często odbiera wiarę w to, że mamy wpływ na własne życie. Psychoterapia pomaga tę wiarę odbudować, krok po kroku. Czasem to proces powolny, wymagający cierpliwości, ale każde spotkanie, każda rozmowa i każda chwila refleksji przybliża do momentu, w którym znów można odczuć spokój, sens i radość.
Warto pamiętać, że depresja nie wybiera. Może dotknąć każdego, także ludzi silnych, ambitnych, odnoszących sukcesy. Nie jest powodem do wstydu, lecz sygnałem, że potrzebujemy pomocy. Tak jak w przypadku każdej choroby – im szybciej zareagujemy, tym skuteczniejsze będzie leczenie.
W Fundacji Mind Revolution każdego dnia spotykamy osoby, które zmagają się z depresją. Wiemy, jak trudno jest zrobić pierwszy krok i jak wiele odwagi wymaga powiedzenie: „potrzebuję pomocy”. Nasz zespół terapeutów oferuje wsparcie oparte na szacunku, empatii i autentycznym zaangażowaniu. W bezpiecznej, życzliwej atmosferze pomagamy odzyskać równowagę, zrozumieć siebie i powoli wrócić do życia, które znów ma sens.
Jeśli czujesz, że coś w Tobie gaśnie, że trudno Ci wstać rano, że nic już nie cieszy – nie zostawaj z tym sam. Depresję można leczyć, a pomoc jest bliżej, niż myślisz. Wystarczy odważyć się na pierwszy krok. W Fundacji Mind Revolution jesteśmy po to, by Ci w tym towarzyszyć – spokojnie, z uważnością i w Twoim tempie.
A. Krzywdzińska
Często, gdy mówimy o zdrowiu psychicznym nastolatków, skupiamy się na emocjach, relacjach i presji szkolnej. To ważne, ale równie istotne są trzy czynniki, które z pozoru wydają się prozaiczne: sen, odżywianie i ruch. Tymczasem to właśnie one stanowią biologiczne fundamenty równowagi psychicznej. Mózg nie może dobrze myśleć, regulować emocji ani się rozwijać, jeśli ciało nie jest w stanie odpocząć, odżywić się i ruszać.
W ostatnich latach nauka coraz wyraźniej pokazuje, że zdrowie psychiczne zaczyna się w ciele. Według badań Światowej Organizacji Zdrowia, młodzież śpi dziś średnio o dwie godziny krócej niż pokolenie sprzed 20 lat. Powód? Technologia, stres, nieregularny rytm dnia. Tymczasem nastolatek potrzebuje od 8 do 10 godzin snu na dobę, aby jego mózg mógł się regenerować. To właśnie w nocy zachodzą kluczowe procesy: utrwalanie pamięci, regulacja hormonów, oczyszczanie mózgu z toksyn i stabilizacja emocji.
Niedobór snu to nie tylko zmęczenie. To stan, który zaburza pracę kory przedczołowej – tej części mózgu, która odpowiada za samokontrolę, logiczne myślenie i odporność emocjonalną. Badania z Uniwersytetu Stanforda pokazują, że już po jednej nieprzespanej nocy aktywność ciała migdałowatego (ośrodka emocji) wzrasta o 60%, a zdolność do racjonalnego reagowania dramatycznie spada. Nastolatek pozbawiony snu staje się bardziej drażliwy, lękliwy, podatny na stres i impulsywny. W dłuższej perspektywie chroniczny brak snu zwiększa ryzyko depresji i zaburzeń lękowych.
Drugim filarem jest dieta – ale nie w rozumieniu restrykcyjnego planu żywienia. Chodzi o sposób odżywiania, który wspiera mózg. Układ nerwowy nastolatka jest wyjątkowo wrażliwy na niedobory mikroelementów i skoki poziomu cukru. Badania z Uniwersytetu Oksfordzkiego wykazały, że młodzież spożywająca dużo wysoko przetworzonych produktów, cukrów prostych i napojów energetycznych ma znacznie wyższy poziom objawów depresyjnych. Z kolei dieta bogata w kwasy omega-3, magnez, witaminy z grupy B i probiotyki wspiera równowagę emocjonalną.
To, co jemy, wpływa bezpośrednio na oś jelito–mózg – system komunikacji pomiędzy układem trawiennym a mózgiem. W jelitach znajduje się około 100 milionów neuronów i 90% serotoniny – neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za nastrój – powstaje właśnie tam. Dlatego tak ważne jest, by młodzi ludzie jedli regularnie, sięgali po produkty naturalne i pili wodę. Zbyt duże spożycie cukru, fast foodów czy energetyków zaburza ten delikatny układ, powodując wahania nastroju, spadek koncentracji i zwiększone napięcie.
Trzecim filarem jest ruch. I nie chodzi tu o sport wyczynowy, ale o codzienną aktywność – spacer, taniec, jazdę na rowerze, zajęcia z wychowania fizycznego, które nie są przykrym obowiązkiem, lecz naturalną częścią dnia. Ruch jest jednym z najskuteczniejszych naturalnych antydepresantów. Regularna aktywność fizyczna zwiększa produkcję endorfin i dopaminy, poprawia przepływ krwi w mózgu, obniża poziom kortyzolu – hormonu stresu.
Badania Uniwersytetu Harvarda potwierdzają, że już 30 minut umiarkowanego ruchu dziennie może zmniejszyć ryzyko epizodów depresyjnych nawet o 30%. Co więcej, aktywność fizyczna sprzyja neuroplastyczności – tworzeniu nowych połączeń między neuronami. Innymi słowy, kiedy ciało się rusza, mózg się rozwija.
Sen, dieta i ruch tworzą wspólnie system naczyń połączonych. Brak jednego z elementów zaburza równowagę całego organizmu. Niedospany nastolatek częściej sięga po słodycze i rezygnuje z aktywności, a brak ruchu obniża jakość snu. W efekcie powstaje błędne koło, z którego trudno się wydostać.
W kontekście zdrowia psychicznego młodzieży te proste filary mają znaczenie strategiczne. Dają podstawę do odporności emocjonalnej, koncentracji, kreatywności i motywacji. Żadne działania terapeutyczne nie będą w pełni skuteczne, jeśli ciało nie będzie współpracować z umysłem.
Dorośli często chcą pomóc młodym, szukając skomplikowanych rozwiązań. Tymczasem często wystarczy wrócić do podstaw: zapewnić sen, regularne posiłki, trochę ruchu i przestrzeń na oddech. Czasem zamiast kolejnej rozmowy o obowiązkach, warto zapytać: „czy się wyspałeś?”, „czy jadłeś coś dzisiaj?”, „czy wyszedłeś na spacer?”.
Bo troska o zdrowie psychiczne młodych zaczyna się właśnie od tego, co najprostsze. I to jest dobra wiadomość – bo te narzędzia mamy w zasięgu ręki. Wystarczy z nich korzystać.
A.Krzywdzińska
Mózg nastolatka to jedno z najbardziej fascynujących i zarazem najbardziej niezrozumianych zjawisk, z jakimi spotykają się rodzice, nauczyciele i terapeuci. To nie tylko etap burz hormonalnych i emocjonalnych. To czas, w którym w ludzkim mózgu zachodzą jedne z najintensywniejszych przemian biologicznych w całym życiu – przemian, które decydują o tym, kim młody człowiek stanie się jako dorosły. To okres, w którym biologia, psychologia i społeczeństwo spotykają się w jednym, pulsującym rytmie dojrzewania.W ciągu zaledwie kilku lat nastoletni mózg przechodzi prawdziwą rewolucję. Badania neurobiologiczne pokazują, że proces dojrzewania nie kończy się w wieku 18 lat – trwa aż do około 25. roku życia. Dopiero wtedy kora przedczołowa, odpowiedzialna za racjonalne myślenie, planowanie, przewidywanie konsekwencji i samokontrolę, osiąga pełną dojrzałość. Tymczasem struktury odpowiadające za emocje – zwłaszcza ciało migdałowate i układ limbiczny – są już bardzo aktywne. W praktyce oznacza to, że nastolatek odczuwa intensywnie, ale myśli jeszcze po omacku.
To właśnie dlatego młodzi ludzie reagują tak gwałtownie – śmieją się do łez, a chwilę później zamykają w pokoju w poczuciu, że świat się skończył. Ich mózg dosłownie przełącza się między systemem emocjonalnym a poznawczym. Według badań prof. Laurence’a Steina z Harvard University młodzież reaguje emocjonalnie nawet 20–30% silniej niż dorośli w tych samych sytuacjach stresowych. Układ limbiczny, odpowiedzialny za przeżywanie emocji, jest w tym wieku nadaktywny, a jego połączenia z korą czołową dopiero się kształtują.
Jednocześnie to okres niezwykłej plastyczności mózgu – otwartości na uczenie się, eksperymentowanie, tworzenie. W młodym mózgu powstają nowe połączenia synaptyczne z ogromną intensywnością, ale równie intensywnie dochodzi do tzw. „przycinania neuronów” – usuwania tych ścieżek, które nie są wykorzystywane. To jak wielkie porządki w archiwum: zostaje to, co przydatne. Dlatego doświadczenia z okresu nastoletniego mają tak ogromny wpływ na dalsze życie – to wtedy kształtują się wzorce emocjonalne, sposób reagowania na stres, samoocena i poczucie własnej wartości.
Wraz z dojrzewaniem neurologicznym następuje też rozwój tożsamości – proces psychologiczny, w którym młody człowiek zaczyna zadawać fundamentalne pytania: „kim jestem?”, „co jest dla mnie ważne?”, „czego chcę od życia?”. Erik Erikson, klasyk psychologii rozwojowej, nazwał ten etap „kryzysem tożsamości”. To właśnie wtedy młodzież eksperymentuje – z wyglądem, poglądami, relacjami, rolami społecznymi. Próbuje się odnaleźć w świecie, który jednocześnie daje nieograniczone możliwości i nieustannie wymaga określenia siebie.
To poszukiwanie siebie często bywa błędnie interpretowane jako bunt. A w rzeczywistości to nie bunt, tylko testowanie granic – sprawdzanie, gdzie kończy się rodzic, a zaczyna „ja”. Neurobiolodzy zwracają uwagę, że impulsywność, ryzyko czy chęć spróbowania „czegoś zakazanego” mają podłoże biologiczne – to efekt działania dopaminy, neuroprzekaźnika odpowiedzialnego za motywację i poszukiwanie przyjemności. U nastolatków układ dopaminergiczny działa intensywniej niż u dorosłych, co sprawia, że każde nowe doświadczenie, każdy bodziec ma większy emocjonalny ciężar.
To dlatego młodzi ludzie tak bardzo potrzebują silnych emocji, ale też akceptacji. Każdy gest odrzucenia w tym wieku może być przeżywany jak dramat, bo mózg interpretuje go niemal tak, jak ból fizyczny. Badania na Uniwersytecie Kalifornijskim wykazały, że odrzucenie społeczne aktywuje te same obszary mózgu co zranienie ciała. Dla nastolatka brak akceptacji w grupie rówieśniczej może być jednym z najbardziej bolesnych doświadczeń psychicznych.
Zrozumienie tego mechanizmu jest kluczowe dla dorosłych. Kiedy nastolatek reaguje gwałtownie, mówi: „nikt mnie nie rozumie”, albo zamyka się w pokoju, to nie znaczy, że chce zerwać kontakt – często wręcz przeciwnie. On potrzebuje relacji, ale na swoich warunkach. Potrzebuje dorosłego, który nie będzie go oceniał, lecz pomoże mu nazwać to, co się w nim dzieje. Ktoś, kto nie zapyta: „dlaczego to robisz?”, tylko: „co czujesz, kiedy tak się dzieje?”.
Dorastanie to też moment, w którym zaczyna się kształtować empatia i zdolność refleksji nad sobą. Mózg uczy się rozpoznawać emocje innych ludzi, przewidywać ich reakcje i rozumieć własne motywy. W tym procesie ogromną rolę odgrywa środowisko – styl wychowania, klimat w domu, relacje z dorosłymi. To, jak rodzice reagują na emocje dziecka, staje się dla niego wzorcem tego, jak reagować na emocje innych.
Współczesna młodzież dojrzewa jednak w zupełnie nowej rzeczywistości – cyfrowej, nasyconej bodźcami, porównań i informacji. Z jednej strony daje to ogromny dostęp do wiedzy i możliwości rozwoju, z drugiej – przeciąża układ nerwowy. Mózg nastolatka nie jest przystosowany do przetwarzania takiej ilości danych. Nadmiar ekranów, brak snu, nieustanne powiadomienia – wszystko to zaburza regulację emocji, uwagę i zdolność koncentracji. Badania Amerykańskiej Akademii Pediatrii wskazują, że nastolatki, które spędzają ponad trzy godziny dziennie w mediach społecznościowych, mają o 35% wyższe ryzyko wystąpienia objawów lęku i depresji.
Mimo to warto pamiętać, że okres dojrzewania to nie tylko trudność – to również czas ogromnego potencjału. To moment, w którym mózg chłonie świat, uczy się relacji, empatii, samodzielności, tworzy fundamenty przyszłego „ja”. Wsparcie dorosłych w tym czasie nie polega na kontrolowaniu, ale na towarzyszeniu. Na dawaniu bezpieczeństwa i przestrzeni jednocześnie.
Być może najważniejsze, co dorosły może dać nastolatkowi, to spokój. Przypomnienie, że emocje – nawet te burzliwe – są naturalne. Że błąd to nie katastrofa, a eksperymentowanie jest częścią rozwoju. Że szukanie siebie nie jest brakiem wdzięczności, ale aktem dojrzewania.
Bo mózg nastolatka to nie pole bitwy, jak często się mówi. To laboratorium – pełne dźwięków, kolorów, impulsów i prób. I jeśli damy młodym ludziom przestrzeń, by mogli badać świat z ciekawością, a nie ze strachem – stworzymy pokolenie dorosłych, którzy potrafią nie tylko działać, ale też czuć i rozumieć.
A. Krzywdzińska
Kiedy dziecko wchodzi w okres dojrzewania, w jego ciele i mózgu zaczyna się prawdziwa rewolucja. Często mówi się o „burzy hormonów”, i choć to określenie brzmi potocznie, ma w sobie sporo prawdy. Hormony działają jak biochemiczni posłańcy — wpływają na to, jak młody człowiek myśli, czuje, reaguje, a nawet jak postrzega samego siebie. To one współtworzą emocjonalny pejzaż dojrzewania, pełen napięć, wzlotów, sprzeczności i zachwytów.
W okresie adolescencji układ hormonalny przechodzi ogromne zmiany. Uaktywnia się podwzgórze – niewielka, ale kluczowa struktura w mózgu, która wydziela gonadoliberynę (GnRH). To ona uruchamia kaskadę reakcji w przysadce mózgowej i gruczołach płciowych, prowadząc do wzrostu poziomu hormonów takich jak testosteron, estrogen czy progesteron. W tym samym czasie wzrasta aktywność innych substancji chemicznych – kortyzolu, adrenaliny, dopaminy, oksytocyny i serotoniny. Ta biochemiczna orkiestra wpływa na emocje, zachowanie i sposób, w jaki młody człowiek reaguje na świat.
Dopamina – neuroprzekaźnik nagrody – odgrywa w tym okresie szczególną rolę. Jej poziom jest niestabilny, a układ dopaminergiczny bardzo wrażliwy. To właśnie dlatego nastolatki są bardziej skłonne do ryzyka, silnie reagują na nowość i poszukują intensywnych doświadczeń. Badania z Uniwersytetu Harvarda pokazują, że ośrodek nagrody w mózgu nastolatków reaguje nawet o 200% silniej niż u dorosłych na bodźce związane z przyjemnością. To biologiczne podłoże wielu typowo „młodzieńczych” zachowań – od spontaniczności po eksperymentowanie.
Z kolei kortyzol – hormon stresu – w okresie dojrzewania bywa wydzielany w większych ilościach, a jego wahania są bardziej gwałtowne. To tłumaczy, dlaczego młodzi ludzie potrafią w jednej chwili przejść od spokoju do złości czy płaczu. Ich układ nerwowy dopiero uczy się, jak regulować emocje. Badania z University of Pittsburgh potwierdzają, że w sytuacjach stresowych u nastolatków szybciej dochodzi do aktywacji ciała migdałowatego (centrum emocji), a wolniej włącza się kora przedczołowa (odpowiedzialna za racjonalne myślenie). Innymi słowy — emocje pojawiają się natychmiast, a refleksja przychodzi z opóźnieniem.
Estrogen i testosteron, kojarzone głównie z dojrzewaniem płciowym, mają też ogromny wpływ na emocjonalność i relacje społeczne. Estrogen zwiększa wrażliwość emocjonalną, nastrój i empatię, podczas gdy testosteron wzmacnia pewność siebie, energię i potrzebę dominacji. U obu płci te hormony współdziałają z dopaminą i oksytocyną, modulując zachowania społeczne i więzi. Oksytocyna, nazywana „hormonem więzi”, wzmaga potrzebę bliskości i zaufania – dlatego przyjaźnie i relacje w wieku nastoletnim nabierają takiego znaczenia.
Zmiany hormonalne wpływają także na sposób odczuwania świata. Badania neuroendokrynologiczne pokazują, że w okresie dojrzewania wzrasta wrażliwość zmysłów – dźwięków, zapachów, dotyku. To sprawia, że emocje i doświadczenia stają się bardziej intensywne. Nic dziwnego, że miłość, złość, lęk czy zachwyt są w tym wieku tak absolutne. Dla młodego człowieka wszystko jest „najbardziej na świecie” – i to nie przesada, tylko efekt działania neurochemii.
Ale biologia to nie wyrok. To, jak hormony wpłyną na zachowanie, zależy również od środowiska. Styl wychowania, relacje, poziom stresu, sen i dieta – wszystko to modyfikuje działanie układu hormonalnego. Badania pokazują, że nastolatki, które żyją w atmosferze zrozumienia i stabilności emocjonalnej, lepiej radzą sobie z regulacją emocji, nawet jeśli ich poziom hormonów jest wysoki. Z kolei chroniczny stres, konflikty w domu czy brak poczucia bezpieczeństwa mogą utrwalać podwyższony poziom kortyzolu, co zwiększa ryzyko lęku i depresji.
Dla rodziców i wychowawców świadomość biologicznego tła emocji jest bezcenna. Zamiast postrzegać zachowania nastolatka jako „irracjonalne”, warto zobaczyć w nich naturalny etap rozwoju. Młody mózg jest jak orkiestra, w której dźwięki hormonów dopiero zaczynają się zgrywać. Nie chodzi o to, by uciszać tę muzykę – ale by pomóc młodym nauczyć się ją rozumieć.
Terapia, edukacja emocjonalna, aktywność fizyczna i rozmowa to czynniki, które mogą pomóc w regulacji hormonalno-emocjonalnego chaosu. Ruch fizyczny reguluje poziom dopaminy i serotoniny, sen stabilizuje kortyzol, a kontakt z drugim człowiekiem wspiera wydzielanie oksytocyny. To dlatego relacje, rytm dnia i bliskość mają w okresie dojrzewania tak ogromne znaczenie – one dosłownie „uspokajają” biochemię mózgu.
Dojrzewanie to nie tylko czas emocjonalnych wybuchów. To moment, w którym biologia przygotowuje młodego człowieka do dorosłości – do tworzenia więzi, podejmowania decyzji i rozumienia siebie. Hormony są tylko częścią tej układanki, ale to właśnie one sprawiają, że młodość jest tak intensywna, pełna energii i życia.
Zrozumienie biologicznego podłoża emocji nie odbiera im znaczenia. Wręcz przeciwnie – pozwala zobaczyć w nich naturalny język dojrzewającego mózgu. A wtedy łatwiej przestać walczyć z emocjami nastolatka i zacząć go naprawdę słuchać.
A.Krzywdzińska
W ludzkim życiu nie ma drugiego takiego okresu jak adolescencja. To czas, w którym wszystko jest w ruchu – ciało, emocje, relacje i, przede wszystkim, mózg. Choć przez lata sądzono, że rozwój mózgu kończy się w dzieciństwie, dziś wiemy, że to właśnie okres dorastania jest jego najintensywniejszą fazą przebudowy. To w tych latach kształtują się połączenia neuronalne, które decydują o tym, jak myślimy, czujemy, uczymy się i reagujemy na świat.
Neuroplastyczność – czyli zdolność mózgu do zmiany, uczenia się i adaptacji – to zjawisko, które stanowi fundament naszego rozwoju. U dzieci i nastolatków działa z niezwykłą siłą. W ich mózgach codziennie powstają tysiące nowych połączeń między neuronami. Niektóre z nich zostają, inne są usuwane w procesie tzw. przycinania synaptycznego – mózg usuwa te ścieżki, które są nieużywane, a wzmacnia te, które są regularnie aktywowane.
To oznacza, że każda powtarzana czynność – rozmowa, nauka języka, gra na instrumencie, kontakt z drugim człowiekiem – dosłownie kształtuje strukturę mózgu. Wzorce zachowań i emocji utrwalają się biologicznie. Jak mówi prof. Norman Doidge, autor książki The Brain That Changes Itself, „mózg jest jak glina – rzeźbiony przez doświadczenia”.
Neurobiolodzy podkreślają, że młody mózg nie tylko szybciej się uczy, ale też silniej reaguje na bodźce – zarówno pozytywne, jak i negatywne. To dlatego w okresie dojrzewania tak duże znaczenie mają emocjonalne doświadczenia, relacje, sukcesy, ale i porażki. Każda z nich zostawia ślad – nie metaforyczny, lecz dosłowny, w strukturze neuronalnej. Dlatego też okres adolescencji to czas ogromnego potencjału, ale i wrażliwości.
Badania prowadzone przez Sarah-Jayne Blakemore z University College London pokazują, że kora przedczołowa – odpowiedzialna za samokontrolę i planowanie – rozwija się aż do 25. roku życia. Z kolei struktury odpowiedzialne za emocje, takie jak ciało migdałowate, dojrzewają wcześniej. To dlatego młodzi ludzie reagują intensywnie, często impulsywnie, ale też autentycznie. Ich świat emocjonalny jest głęboki i nieprzefiltrowany przez chłodną logikę.
To, w jakim środowisku dorasta nastolatek, ma więc kluczowe znaczenie dla jego rozwoju neurobiologicznego. Bezpieczna więź, wsparcie emocjonalne, przestrzeń do eksploracji i błędów – wszystko to sprzyja prawidłowemu kształtowaniu połączeń neuronalnych. Z kolei chroniczny stres, presja, brak zrozumienia czy przemoc emocjonalna mogą prowadzić do utrwalenia wzorców reakcji lękowych, napięcia i wycofania.
Warto pamiętać, że neuroplastyczność działa w obie strony. Mózg, który uczy się adaptować do stresu i niepewności, może z czasem „nauczyć się” funkcjonować w stanie ciągłego napięcia. Dlatego tak ważne jest, by młodzi ludzie mieli dostęp do wsparcia psychicznego, edukacji emocjonalnej i zdrowych wzorców relacji.
Neuroplastyczność to również dobra wiadomość – bo oznacza, że nic nie jest ostateczne. Nawet trudne doświadczenia nie muszą być wyrokiem. Terapia, relacje, nowe doświadczenia, nauka samoregulacji emocji – wszystko to potrafi dosłownie przebudować ścieżki neuronalne. To nie metafora, lecz potwierdzony naukowo fakt.
Jak pokazują badania na Uniwersytecie Stanforda, nawet kilkutygodniowy trening uważności może prowadzić do zmian w aktywności mózgu w obszarach odpowiedzialnych za regulację emocji. Podobne efekty dają aktywność fizyczna, sztuka, taniec czy gra na instrumencie. Mózg młodego człowieka jest niezwykle wrażliwy na bodźce – ale to właśnie w tej wrażliwości tkwi jego siła.
W Fundacji Mind Revolution patrzymy na neuroplastyczność jak na metaforę rozwoju – bo pokazuje, że człowiek ma zdolność do zmiany przez całe życie, a młodość to czas, w którym ta zdolność jest największa. Każdy kontakt, każda rozmowa, każda emocja to cegiełka w budowie wewnętrznej sieci połączeń, które będą służyć przez lata.
W świecie, który często oczekuje od młodych „dorosłości przed czasem”, warto pamiętać, że ich mózgi wciąż się tworzą. Nie potrzebują presji – potrzebują przestrzeni. Bo neuroplastyczność to nie tylko zdolność mózgu do nauki. To zdolność człowieka do stawania się sobą.
A.Krzywdzińska
Jeszcze nigdy młodość nie była tak trudna jak dziś.
Żyjemy w epoce, w której dostęp do wiedzy, informacji i możliwości jest nieograniczony, a jednocześnie coraz więcej młodych ludzi czuje się zagubionych, przeciążonych i samotnych.
Dane Światowej Organizacji Zdrowia są alarmujące — co piąty nastolatek na świecie doświadcza objawów zaburzeń psychicznych, a w Polsce już co trzeci zgłasza obniżony nastrój, lęk lub chroniczne zmęczenie emocjonalne.
Za tymi liczbami kryją się realne historie: uczniowie, którzy zasypiają nad książkami z poczuciem, że nie nadążają; dziewczyny, które porównują swoje ciała do filtrów z Instagrama; chłopcy, którzy nie potrafią mówić o emocjach, więc reagują agresją lub milczeniem.
To nie są odosobnione przypadki. To portret pokolenia, które dorasta w świecie nadmiaru – bodźców, wymagań, oczekiwań i ocen.
Młodzież współczesna funkcjonuje w rzeczywistości, która nie daje chwili wytchnienia.
Codzienność wypełniona jest ekranami, powiadomieniami, testami, zadaniami, lajkami, rankingami.
Każda minuta zdaje się być oceniana — przez nauczycieli, rodziców, rówieśników, a coraz częściej także przez samych siebie.
W efekcie rośnie pokolenie ludzi, którzy od najmłodszych lat uczą się, że muszą być „jacyś” — lepsi, szybsi, bardziej produktywni.
Neurobiologia potwierdza, że ludzki mózg nie jest przystosowany do takiej intensywności.
Układ limbiczny – odpowiedzialny za emocje i reakcje stresowe – pozostaje w stanie niemal permanentnego pobudzenia.
Kora przedczołowa, czyli część mózgu odpowiedzialna za planowanie, refleksję i kontrolę impulsów, nie ma czasu na regenerację.
To dlatego tak wielu młodych ludzi doświadcza dziś problemów z koncentracją, snem, motywacją czy pamięcią.
Ich system nerwowy po prostu nie nadąża za tempem życia.
W jednym z badań Uniwersytetu Stanforda wykazano, że przeciętny nastolatek spędza przed ekranem ponad siedem godzin dziennie — nie licząc czasu nauki online.
To oznacza nieustanny dopływ bodźców, powiadomień i porównań, które aktywują w mózgu układ nagrody.
Każde „serduszko” pod zdjęciem, każdy komentarz działa jak mała dawka dopaminy.
Z czasem organizm zaczyna jej potrzebować coraz częściej — tak jak w mechanizmie uzależnienia.
To nie kwestia braku silnej woli. To mechanizm biologiczny, który w świecie nadmiaru bodźców staje się codziennym wyzwaniem.
Współczesne dzieciństwo i dorastanie coraz mniej przypominają czas beztroski, a coraz bardziej – etap przygotowań do wyścigu.
System edukacji, media społecznościowe, oczekiwania rodziców – wszystko to tworzy atmosferę, w której „bycie wystarczającym” już nie wystarcza.
Wielu młodych ludzi czuje, że jeśli nie osiągną sukcesu, nie zdobędą prestiżowych ocen, nie będą wyjątkowi – to zawiodą.
Perfekcjonizm, który kiedyś był postrzegany jako zaleta, dziś staje się jednym z największych źródeł cierpienia psychicznego.
Badania psychologa Paula Hewitta wskazują, że perfekcjoniści są znacznie bardziej narażeni na depresję, zaburzenia lękowe i wypalenie emocjonalne.
Dlaczego? Bo dla nich błąd nie jest lekcją – jest dowodem braku wartości.
Każda niedoskonałość staje się osobistą porażką, a to prowadzi do poczucia wstydu, winy i bezradności.
W gabinetach psychoterapeutycznych coraz częściej słyszymy od młodych ludzi zdania:
„Nie mogę zawieść”, „Muszę być najlepszy”, „Jak się nie uda, to znaczy, że się nie nadaję”.
Za tymi słowami stoi ogromne napięcie i brak zgody na własną niedoskonałość.
A przecież dorastanie z natury jest procesem błędów, prób i uczenia się siebie.
Jednym z najczęstszych problemów, z jakimi spotykamy się w pracy z młodzieżą, jest trudność w nazywaniu emocji.
Wielu młodych ludzi potrafi opisać, co się wydarzyło, ale nie potrafi powiedzieć, co czują.
Nie dlatego, że nie chcą – tylko dlatego, że nikt ich tego nie nauczył.
Przez lata emocje były w naszej kulturze spychane na margines.
Chłopcy słyszeli: „nie płacz”, dziewczynki: „nie przesadzaj”.
Rodzice – często nieświadomie – uczyli, że emocje są czymś, co trzeba opanować, a nie czymś, co można zrozumieć.
Tymczasem badania prof. Daniela Siegela z Uniwersytetu Kalifornijskiego pokazują, że zdolność do rozpoznawania i nazywania emocji (tzw. „name it to tame it”) jest jednym z kluczowych czynników budujących odporność psychiczną.
Kiedy młody człowiek potrafi powiedzieć „czuję złość, bo czuję się pominięty”, jego układ nerwowy dosłownie się uspokaja.
Świadomość emocji pozwala odzyskać poczucie kontroli i wpływu.
Dlatego w Fundacji Mind Revolution uczymy młodzież, jak rozmawiać o emocjach – otwarcie, bez wstydu, bez ocen.
Bo emocje nie są problemem. Problemem jest brak języka, którym można o nich mówić.
Badania nad odpornością psychiczną od lat potwierdzają, że najważniejszym czynnikiem chroniącym młodego człowieka przed kryzysem psychicznym jest relacja z drugą osobą.
Nie program terapeutyczny, nie aplikacja, nie idealna szkoła – lecz więź.
Poczucie, że ktoś naprawdę słucha, że można powiedzieć „boję się” i nie zostać ocenionym.
W czasach izolacji cyfrowej i komunikacji emoji młodzież coraz częściej doświadcza paradoksu samotności w tłumie.
Mają setki znajomych online, ale brakuje im jednego człowieka, z którym mogą być autentyczni.
To właśnie dlatego tak ważne są spotkania, grupy wsparcia, warsztaty, rozmowy.
Relacja z dorosłym, który jest uważny, może być doświadczeniem przełomowym — czasem pierwszym momentem, gdy ktoś naprawdę ich widzi.
W pracy Fundacji Mind Revolution właśnie od tego zaczynamy.
Od obecności. Od rozmowy. Od czułości, która nie ocenia, tylko towarzyszy.
Czułość wobec siebie – nowy język zdrowia psychicznego. Zdrowie psychiczne nie polega na tym, by nigdy nie czuć lęku czy smutku.
Polega na zdolności do rozumienia siebie, akceptacji emocji i szukania wsparcia wtedy, gdy jest potrzebne.
W świecie, który uczy rywalizacji, warto na nowo odkryć znaczenie czułości wobec siebie.
Czułość to nie słabość. To dojrzała forma siły — zdolność do współczucia sobie w trudnych chwilach, do powiedzenia „mam prawo się zmęczyć”, „mogę odpocząć”, „nie muszę być idealny”.
To przeciwieństwo samokrytyki, która niszczy poczucie wartości.
W pracy z młodzieżą często widzimy, jak wiele zmienia się, gdy pojawia się zrozumienie.
Kiedy młody człowiek po raz pierwszy słyszy, że jego emocje są naturalne i że nie jest z nimi sam, zaczyna odzyskiwać nadzieję.
To moment, w którym zaczyna się prawdziwa zmiana.
Co możemy zrobić? Odpowiedzialność za zdrowie psychiczne młodzieży nie spoczywa wyłącznie na psychologach czy terapeutach.
To zadanie nas wszystkich – rodziców, nauczycieli, decydentów, społeczności.
Nie wystarczy mówić młodym ludziom, żeby się „nie stresowali”.
Trzeba im stworzyć przestrzeń, w której stres nie będzie normą.
Warto zacząć od prostych rzeczy:
rozmawiać bez pośpiechu, pytać bez oceny, słuchać bez udzielania rad.
Tworzyć szkoły, w których liczy się nie tylko wynik, ale też samopoczucie uczniów.
Wprowadzać programy profilaktyczne, warsztaty, grupy wsparcia.
Dbać o równowagę między światem online i offline.
Każdy z tych kroków ma znaczenie, bo młodzież nie potrzebuje więcej presji.
Potrzebuje więcej zrozumienia.
Kryzys zdrowia psychicznego młodzieży to nie problem młodych ludzi — to sygnał ostrzegawczy dla całego społeczeństwa.
Pokazuje, że musimy na nowo zdefiniować, czym jest sukces, bliskość, odpoczynek i empatia.
Nie zmienimy świata jednym ruchem, ale możemy zmieniać sposób, w jaki rozmawiamy, słuchamy i reagujemy.
Młodzi ludzie nie oczekują cudów.
Oczekują dorosłych, którzy będą obecni, prawdziwi i uważni.
Takich, którzy potrafią powiedzieć: „Jesteś ważny. Możesz czuć. Możesz być sobą.”
A. Krzywdzińska
Czy znasz to uczucie, gdy dzień goni dzień, a Ty coraz trudniej łapiesz oddech? Gdy natłok obowiązków, bodźców i emocji zaczyna przytłaczać, a Twoje własne potrzeby schodzą na dalszy plan? Czasem to zmęczenie, które trudno nazwać. Czasem cichy smutek, który odkłada się w ciele. Czasem tylko to niejasne poczucie, że brakuje przestrzeni — dla siebie, dla spokoju, dla bycia wysłuchanym.
Z tej właśnie potrzeby powstało „Wytchnienie” — miejsce, które pozwala na chwilę się zatrzymać. To nie kolejny projekt, nie kurs, nie wykład o tym, jak żyć lepiej. To przestrzeń dla ludzi, którzy potrzebują zwyczajnego, ludzkiego kontaktu — rozmowy bez oceny, obecności bez presji, czułości bez słów. Spotkania, podczas których możesz po prostu być. Z tym, co niesiesz. Z tym, czego nie potrafisz już nieść sam.
„Wytchnienie” jest otwarte dla każdego, kto choć raz poczuł, że świat biegnie szybciej, niż potrafi nadążyć. Dla tych, którzy w milczeniu zmagają się z emocjami, których nie ma gdzie wypowiedzieć. Dla osób, które tęsknią za rozmową, w której można się zatrzymać i naprawdę zostać usłyszanym. Nie trzeba niczego udowadniać, nie trzeba się przygotowywać. Wystarczy chęć obecności — nawet w ciszy.
Spotkania odbywają się raz w miesiącu w siedzibie Fundacji Mind Revolution w Gliwicach przy ul. Siemieńskiego 25D. Każde prowadzone jest z uważnością i doświadczeniem przez Annę Lewicką – psycholożkę, seksuolożkę i psychoterapeutkę, która od lat wspiera ludzi w procesie odnajdywania równowagi, sensu i bliskości. Spotkania mają kameralny charakter. Możesz mówić albo milczeć. Możesz płakać, śmiać się lub po prostu słuchać. Tu nie ma tematów „zbyt mało ważnych”. Każdy głos ma znaczenie.
Pierwsze spotkanie odbędzie się 30 maja o godzinie 19:00. Jego motywem będzie proste, ale ważne pytanie: „Poznajmy się – kim jesteśmy, czego szukamy, co możemy dać sobie nawzajem?”. To początek wspólnej drogi – spotkania ludzi, którzy szukają spokoju i autentycznego kontaktu.
Udział w „Wytchnieniu” jest bezpłatny, choć liczba miejsc ograniczona – tak, by zachować atmosferę intymności i bezpieczeństwa. Zapisy przyjmujemy telefonicznie pod numerem 781 861 380 lub mailowo: recepcja@mindrevolution.pl. Podczas spotkań będzie również możliwość wsparcia działań fundacji dobrowolnym datkiem – jeśli poczujesz, że chcesz się tym podzielić.
W świecie, w którym wszystko trzeba wciąż udowadniać – że jesteśmy silni, zorganizowani, produktywni – „Wytchnienie” przypomina, że człowiek nie jest maszyną. Że potrzebuje odpoczynku, rozmowy, dotyku obecności. Czasem wystarczy jedno spotkanie, jedno spojrzenie pełne zrozumienia, jeden wieczór, w którym ktoś powie: „słyszę cię” – by poczuć ulgę i znów złapać oddech.
Nie musisz być w formie. Nie musisz mieć planu. Wystarczy, że przyjdziesz.
Bo w „Wytchnieniu” Twoja obecność naprawdę wystarczy.
Są takie domy, w których drzwi do pokoju nastolatka zamykają się coraz częściej i coraz mocniej. Z zewnątrz wygląda to zwyczajnie – trochę ciszej, trochę mniej rozmów, mniej śmiechu przy kolacji. Ale dla rodziców ta cisza bywa jak echo – głośna, pełna niepokoju. „Nic mi nie jest”, „daj spokój”, „nie chcę gadać” – słowa, które stają się murem między światem dorosłych a światem dziecka. Zamykanie się w sobie to jeden z najtrudniejszych momentów w relacji z dorastającym dzieckiem, bo pod pozornym dystansem często kryje się coś znacznie głębszego – lęk, wstyd, poczucie niezrozumienia albo zwykłe przeciążenie światem.
Psychologowie od lat podkreślają, że dorastanie to okres ogromnych zmian neurobiologicznych i emocjonalnych. Mózg nastolatka przypomina plac budowy – połączenia neuronalne przebudowują się, a układ limbiczny, odpowiedzialny za emocje, rozwija się szybciej niż kora przedczołowa, czyli ta część mózgu, która odpowiada za kontrolę impulsów, planowanie i ocenę sytuacji. To dlatego nastolatki reagują gwałtowniej, silniej i bardziej emocjonalnie. Ich system nerwowy nie jest jeszcze gotowy, by unieść cały ciężar świata, który im serwujemy – wymagania szkolne, media społecznościowe, presję bycia idealnym, lęk o przyszłość. Nic dziwnego, że często się zamykają. Potrzebują chwili, by zrozumieć siebie, by poradzić sobie z tym, co czują.
Według raportu UNICEF z 2023 roku nawet 20 procent polskich nastolatków doświadcza objawów depresji lub innych zaburzeń nastroju, a ponad 40 procent przyznaje, że często czuje się samotnych i niezrozumianych. To nie są liczby z podręcznika statystyki – to rzeczywistość, która dzieje się tuż obok nas. Z badań Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że samotność, brak zaufania do dorosłych i poczucie bycia ocenianym to jedne z kluczowych czynników ryzyka pogorszenia zdrowia psychicznego u młodzieży. Młodzi ludzie przestają mówić nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że nie wierzą, że ktoś ich wysłucha naprawdę.
Zamykanie się może być więc formą ochrony. Nastolatek, który mówi „zostaw mnie”, często w rzeczywistości mówi „nie wiem, jak to powiedzieć”. Tłumienie emocji bywa dla niego sposobem przetrwania, a milczenie – próbą utrzymania kontroli. W świecie, który nieustannie wymaga, by być pewnym, skutecznym i silnym, przyznanie się do słabości jest dla młodych ludzi niezwykle trudne. Psychoterapeutka Brené Brown w swoich badaniach nad wrażliwością podkreśla, że młodzi ludzie boją się wstydu bardziej niż bólu – dlatego wycofują się, zanim ktoś zdąży ich zranić. Potrzebują dorosłych, którzy nie będą naciskać, ale którzy potrafią być cierpliwi i obecni.
Jak rozmawiać z kimś, kto nie chce mówić? Przede wszystkim – słuchać ciszy. Czasem wystarczy powiedzieć: „Widzę, że coś jest nie tak. Nie będę cię naciskać, ale jestem tutaj”. To proste zdanie otwiera przestrzeń. Młodzi ludzie bardzo szybko wyczuwają ton, emocje i intencje dorosłych. Gdy w rozmowie pojawia się pośpiech, presja albo pouczanie, zamykają się jeszcze bardziej. Gdy pojawia się autentyczna ciekawość i spokój – zaczynają ufać. Badania przeprowadzone przez American Psychological Association pokazują, że styl komunikacji rodziców ma bezpośredni wpływ na poziom zaufania i gotowość młodzieży do rozmowy. Dorośli, którzy zamiast pytać „dlaczego to zrobiłeś?” pytają „co się wydarzyło, że tak się czujesz?”, częściej uzyskują szczere odpowiedzi.
Trzeba też zrozumieć, że rozmowa z nastolatkiem nie zawsze wygląda jak rozmowa dorosłych. Czasem to wspólne gotowanie, jazda samochodem, spacer z psem. Czasem to jedno zdanie wysłane przez komunikator. Młodzież często potrzebuje kontaktu pośredniego – takiego, który nie wymaga patrzenia w oczy. Kiedy czują się obserwowani, odczuwają wstyd; gdy mają poczucie przestrzeni, mogą się otworzyć. Naukowcy z University of Cambridge wskazują, że w rozmowach z dorastającymi lepiej działają komunikaty „obok siebie” niż „naprzeciwko” – dosłownie i metaforycznie. To znaczy: mniej konfrontacji, więcej towarzyszenia.
Nie można też zapominać, że współczesna młodzież żyje w zupełnie innym środowisku emocjonalnym niż pokolenie ich rodziców. Przeciętny nastolatek spędza ponad siedem godzin dziennie przed ekranem. Media społecznościowe nie tylko dostarczają bodźców, ale też tworzą ciągłe porównania i mikroskopijne scenariusze społecznego uznania: lajki, komentarze, reakcje. Badania wskazują, że częste korzystanie z mediów społecznościowych zwiększa ryzyko wystąpienia objawów depresyjnych i lękowych nawet o 30 procent. Młodzi ludzie, którzy spędzają w sieci więcej niż trzy godziny dziennie, częściej deklarują poczucie samotności i braku sensu. W tym kontekście milczenie może być sposobem na ucieczkę od świata, który nie daje już miejsca na ciszę.
Zdarza się jednak, że zamknięcie w sobie staje się niebezpieczne. Jeśli nastolatek przestaje spotykać się z rówieśnikami, porzuca pasje, ma kłopoty ze snem, jedzeniem, unika szkoły, a jego emocje stają się skrajne – to sygnał alarmowy. Badania pokazują, że aż 70 procent młodych ludzi, którzy doświadczają problemów psychicznych, nie otrzymuje odpowiedniego wsparcia na czas. W takich sytuacjach pomoc psychologa lub psychoterapeuty nie jest oznaką porażki rodzica, ale aktem troski. Profesjonalne wsparcie może pomóc zrozumieć, co dzieje się w środku – nie tylko u dziecka, ale i w całej rodzinie.
Najtrudniejsze w rozmowie z zamkniętym nastolatkiem jest to, że nie ma prostych recept. Nie ma jednego zdania, które otworzy wszystkie drzwi. Każdy młody człowiek potrzebuje czegoś innego – czasu, przestrzeni, spokoju, albo po prostu świadomości, że ktoś obok niego wytrzyma jego milczenie. W relacji z dorastającym dzieckiem nie chodzi o to, by wygrać spór. Chodzi o to, by nie przegrać więzi.
W świecie, który wymaga natychmiastowych efektów, rozmowa z nastolatkiem uczy cierpliwości. Bo zaufanie nie wraca po jednym „porozmawiajmy”. Ale wraca. Czasem po tygodniach, czasem po miesiącach. Wraca wtedy, gdy młody człowiek widzi, że dorosły nie przestaje być obecny. Że nie ocenia, nie poucza, tylko jest. To w tej konsekwentnej obecności – spokojnej, zwykłej, niebohaterskiej – dzieje się najwięcej. Tam zaczyna się rozmowa. Czasem bez słów, czasem jednym zdaniem. Czasem tylko spojrzeniem. Ale właśnie tak buduje się most między dwoma światami, które wcale nie są tak odległe, jak się wydaje.
A. Krzywdzińska