Od najmłodszych lat chłopcy słyszą te same słowa: „nie płacz”, „weź się w garść”, „bądź silny”, „mężczyzna sobie poradzi”.
To, co miało być lekcją odwagi, staje się często lekcją tłumienia.
Z pozoru niewinne zdania układają się w niepisany kodeks – w nakaz milczenia, który z pokolenia na pokolenie uczy mężczyzn, że emocje są zagrożeniem, a wrażliwość – czymś, co trzeba ukryć.
Dorastają w przekonaniu, że gniew jest dopuszczalny, ale smutek już nie. Że można działać, ale nie wolno się zatrzymać. Że można krzyczeć, lecz nie wolno poprosić o pomoc. A kiedy przychodzi dorosłość i pojawia się kryzys, zostają bez narzędzi. Nie potrafią opowiedzieć o tym, co czują – bo nikt ich tego nie nauczył. Ich język został wykastrowany z emocji. Wtedy milczenie staje się jedynym sposobem, by przetrwać.
Statystyki są porażające. Według danych GUS ponad 80 procent samobójstw w Polsce popełniają mężczyźni. To nie anomalia, ale globalny trend – Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że w większości krajów świata liczba samobójstw wśród mężczyzn jest od dwóch do czterech razy wyższa niż wśród kobiet.
Za tymi liczbami nie kryje się słabość – kryje się społeczny wzorzec męskości, który przez dekady uczył chłopców, że cierpienie to coś, z czym trzeba radzić sobie w samotności.
Psychologia mówi jasno: emocji nie da się wyłączyć. Można je zepchnąć na dno świadomości, można je zagłuszyć działaniem, ale one znajdą ujście – jeśli nie w słowach, to w ciele albo w zachowaniach.
Dlatego wielu mężczyzn zamiast powiedzieć: „czuję się źle”, zaczyna doświadczać bezsenności, bólu głowy, kołatania serca, chronicznego napięcia. Ciało mówi wtedy za nich. Badania Uniwersytetu w Cambridge potwierdzają, że mężczyźni znacznie częściej niż kobiety somatyzują emocje – ich organizm reaguje fizycznie tam, gdzie psychika milczy.
Inni sięgają po zachowania, które mają przynieść ulgę – nadmierną pracę, alkohol, sport do granic wyczerpania, ryzykowne decyzje. Psychiatrzy coraz częściej opisują zjawisko „męskiej depresji” – ukrytej, maskowanej, pozbawionej typowych objawów.
Zamiast smutku pojawia się drażliwość.
Zamiast wycofania – przymus działania.
Zamiast łez – gniew.
Zamiast prośby o pomoc – ucieczka.
Otoczenie widzi wtedy „trudny charakter”, „pracoholika”, „facet, który musi mieć kontrolę”. Rzadko widzi człowieka w kryzysie.
Jednym z najbardziej bolesnych skutków tego systemu jest samotność emocjonalna. Nie chodzi o brak partnerki czy przyjaciół – chodzi o brak przestrzeni, w której można być szczerym.
Badania przeprowadzone przez Harvard Adult Development Study – jedno z najdłuższych badań nad ludzkim szczęściem – pokazują, że mężczyźni częściej niż kobiety nie mają ani jednej osoby, z którą mogliby porozmawiać o swoich emocjach. Ich przyjaźnie często oparte są na działaniu: wspólny sport, praca, żarty, konkret. Ale niewiele w nich rozmowy o tym, co boli.
Tymczasem brak emocjonalnej bliskości to nie pustka – to realne ryzyko. Izolacja, jak wskazują badania Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, zwiększa prawdopodobieństwo depresji, uzależnień i samobójstw.
Kultura nie pomaga. W wielu krajach, także w Polsce, wciąż panuje przekonanie, że mężczyzna powinien być silny, samowystarczalny, racjonalny. Tak zwane „tradycyjne normy męskości” – jak samodzielność, dominacja, emocjonalna powściągliwość – są tak silnie zakorzenione, że ich przekroczenie budzi wstyd.
Mężczyzna, który prosi o pomoc, naraża się na ocenę. A wstyd jest emocją o ogromnej mocy niszczącej.
Badania prof. Jamesa Mahalika z Boston College wykazały, że mężczyźni o silnym przywiązaniu do tradycyjnych wzorców męskości znacznie rzadziej korzystają z terapii czy pomocy psychologicznej – nawet w obliczu poważnego kryzysu.
Dlatego mówienie o męskiej psychice to nie modny trend – to kwestia życia i śmierci.
Mężczyźni, którzy nie uczą się nazywać emocji, częściej cierpią na choroby serca, nadciśnienie, zaburzenia lękowe, częściej sięgają po alkohol i częściej umierają przedwcześnie. Ale jest też druga strona tego obrazu: ci, którzy przełamują barierę milczenia, zyskują nie tylko lepsze zdrowie psychiczne, ale też głębsze relacje, bardziej satysfakcjonujące życie i większe poczucie sensu.
Odwaga mówienia o emocjach nie odbiera męskości. Wręcz przeciwnie – jest jej najczystszym wyrazem. Bo siła nie polega na braku łez. Siła polega na tym, że mimo lęku człowiek decyduje się być prawdziwy.
Przełamywanie tabu zaczyna się wcześnie. Od chłopców, którym wolno płakać i mówić: „boję się”. Od szkół, które uczą empatii, nie tylko rywalizacji. Od dorosłych mężczyzn, którzy swoim przykładem pokazują, że emocje nie czynią nas słabszymi, tylko bardziej ludzkimi.
To także zadanie dla instytucji i organizacji, które tworzą bezpieczne przestrzenie rozmowy – takie jak Fundacja Mind Revolution.
Tutaj mężczyźni mogą przyjść bez masek i bez wstydu. Usłyszeć: „nie musisz sobie radzić sam”.
Bo męska psychika nie jest słabsza ani inna – po prostu przez zbyt długi czas nie miała prawa głosu.
Największym tabu nie są emocje. Największym tabu jest milczenie.
I właśnie od przerwania tego milczenia zaczyna się prawdziwa zmiana.
Jeśli czujesz, że ten tekst jest o Tobie lub o kimś, kogo znasz – zrób pierwszy krok.
Tu nie musisz być sam.
📍 Fundacja Mind Revolution
ul. Jana Siemińskiego 25D, Gliwice
📞 781 861 380
📧 recepcja@mindrevolution.pl
A.Krzywdzińska
